Felieton: Jak być weganką i przetrwać?

„Musisz poznać mojego przyjaciela, to zagorzały wegetarianin!”- mówią mi ludzie. No i poznaję tego przyjaciela, i w najlepszym razie okazuje się że co prawda nie je on mięsa, ale tylko czerwonego, za to kurczaki owszem.. I całą nić porozumienia na jakie miałam nadzieję diabli biorą…

Taka sytuacja spotkała mnie kilka tygodni temu. Na imprezie u znajomych poznałam dziewczynę o której mówiono mi że na pewno się zaprzyjaźnimy, to w końcu wegetarianka, bla bla bla.. Dziewczyna okazała się obrażona i milcząca. Po kilku zdawkowych uprzejmościach dowiedziałam się że taka z niej wegetarianka jak ze mnie.. hmm nie wiem ..może rzeźnik? 😉 Tak więc dziewczę nie je co prawda mięsa co wynika z traumy przeżytej w dzieciństwie (ubój u dziadków), ale rybami nie pogardzi. Wybałuszyłam oczy i wypaliłam że przecież ryba to też zwierzę (tak, wiem że to oczywiste ale od czegoś musiałam zacząć). Na to wegetarianka zrobiła się agresywna. Zaraz potem dowiedziałam się że dieta jarska jest a)droga, b) pracochłonna, c)niezdrowa …A ona jest tak zapracowana że po prostu musi czasem wciągnąć puszkę tuńczyka bo potrzebuje energii… Podczas gdy wegetarianka snuła ponure wizje zasłabnięć i anemii bez tuńczyka, ja pogrążyłam się w wyobraźni. Co by było gdyby dziewczyna nie wychowała się na polskiej wsi, tylko w porcie? Gdyby zamiast uboju kaczki była świadkiem masakry tuńczyków? Jak można ze wstrętem i obrzydzeniem pomstować na mięsne hodowle przemysłowe a jednocześnie jeść ze smakiem produkt pochodzący z czerwonego od krwi morza? Na te pytania nie znalazłam odpowiedzi. Jak zresztą na wiele innych.

Dlaczego tak wielu wegetarian rozgrzesza się, jedząc drób albo ryby? Kilku moich znajomych po latach ścisłego wegetarianizmu zaczęło jeść ryby w puszkach albo kurczaki argumentując to brakiem energii.. Oni, wegetarianie, tak dobrze znający realia hodowli drobiu! I, chciałoby się rzec, tak dobrze umiejący komponować zdrowe posiłki. Wspomniana przeze mnie na początku imprezowa dziewczyna na moją sugestię że warzywa też dostarczają energii odparła złowrogo że nie ma ochoty jeść chemii w postaci pasztetów z soi a na gotowanie nie ma czasu. No cóż, myślę że tuńczyk zawiera więcej chemii niż wszystkie kupne pasztety razem wzięte. A najprostsza pasta z soczewicy robi się sama- soczewica do wody i na gaz, odcedzić, rozgnieść i przyprawić, np. curry- wszystko lepsze niż tuńczyk!! I niech nikt mi się tu nie zasłania brakiem czasu.

Co do mnie.. Przetrwałam ostatni rok, pracując czasem kilkanaście godzin dziennie i mając pod opieką zwierzęta z interwencji. Do pracy dojeżdżałam kilkanaście kilometrów na rowerze. Co prawda na estakadzie pod górkę często wysiadałam ale to wina roweru 😉 Tak czy owak, miałam mnóstwo energii dzięki dobrze skomponowanej diecie. Wcale nie jestem pewna czy na bylejakiej mięsnej diecie potrafiłabym przetrwać morderczy tryb życia do jakiego byłam w tym czasie zmuszona.

Na wszystkie dyskusje musi być czas i miejsce. Wtedy, na imprezie, mogłam tylko zignorować dziewczynę i obrzucić ją w myślach najgorszymi epitetami. Nie ma bowiem nic gorszego niż wojujący, zacietrzewiony wegetarianin, który daje komuś puszkę piwa do potrzymania i krzyczy z płaczem w głosie- „Nie czujesz nieszczęścia pomordowanych tuńczyków??”. Sztandar wegetarianizmu trzeba nieść godnie. Chcą Cię słuchać- mów. Chcą jeść wege potrawy- zaproś na obiad. Ale nie biegaj za nimi z drastycznymi ulotkami bo odwrócą głowę z niesmakiem, i nikogo nie przekonasz…A tylko utwierdzisz ich w przekonaniu że wegetarianie to świry, może niegroźne, ale jednak…

Anna Teichert, wegetarianka z kilkunastoletnim stażem i od niedawna weganka. Absolwentka dziennikarstwa, pracowniczka korporacji. W przeszłości działaczka organizacji pro-zwierzęcych, obecnie opiekunka szczurów i myszy pochodzących z interwencji. Lubi „Seks w wielkim mieście”, jazdę na rowerze, street art, szczury i Budapeszt. W wolnych chwilach urządza mieszkanie.

 

 

 

 

5 Komentarzy to “Felieton: Jak być weganką i przetrwać?”

  1. Autorka ujęła sedno problemu. Ludzie usprawiedliwiają się brakiem czasu czy pieniędzy, ale na telewizję, facebooka i imprezy (właśnie tam była ta laska, prawda?) to zawsze znajdą czas. Kasa na alkohol czy papierosy również skądś się pojawia…
    A przyznaliby po prostu, że mają zwierzęta i ich cierpienie gdzieś i nie byłoby tej dyskusji. Każdy by wiedział, na czym stoi.

  2. To jeszcze nic, najlepiej gdy mówią, że grupa krwi nie pozwala im na odrzucenie mięsa 😀

  3. Grupa krwi? To jeszcze nic. Mój były mówił, że nie pozwala mu mama. Miał wtedy 25 wiosen na karku.

  4. Wobrażcie sobie takie menu :
    śniadanie śliwki węgierki ile dam rady zjeść,
    drugie sniadanie pęczek marchweki słodkiej jak samo marzenie,
    obiad pomidory w dużej ilości
    kolacja gruszki słodkie.
    Wszystko swoje własne.
    Tak było kiedy byłam na wsi,
    miasto jest okropne,
    Właśnie zjadłam chińską zupkę z makaronem za 50 gr,
    świetna chemia i konserwanty,
    nie wierzę aby było coś w tym z jakiegokolwiek zwierzęcia.
    Ja chcę do B. ja chcę na moją wieś, buuuuuuu…….

    Krystyna

  5. To prawda,być weganką to bez mięsa i jeszcze empatia do tego dla zwierząt.

Dodaj komentarz